czwartek, 18 października 2012

XVI Dzikowisko 31.08-02.09.2012

Dzikowisko to coroczny (kiedyś odbywał się nawet kilka razy do roku), ogólnopolski zlot grupy Dziki Junak. W tym roku jako miejsce zlotu została wybrana Srebrna Góra w Górach Sowich. Pierwszy dzień imprezy to piątek 31 sierpnia. Z Wrocławia do Srebrnej Góry mam zaledwie 70km. Startuję więc po południu, kierując się najpierw do Ząbkowic Śląskich gdzie mam się spotkać z częścią Czapteru Uć jadącą na Junakach. Niestety aura niezbyt dopisuje i zaraz po przekroczeniu granic Wrocławia zaczyna padać. Mimo to po ok godzinie docieram do Ząbkowic. Parkuję na rynku i czekam na resztę.
Po chwili podjeżdża łódzka ekipa. Teraz jeszcze tylko szybki rzut oka na krzywą wieżę, drobne zakupy i jedziemy już do Srebrnej Góry, a konkretnie do ośrodka "Pod Fortami". Na miejscu jest już kilku kamratów z różnych części kraju. Zostawiamy sprzęty przed ośrodkiem i idziemy zakwaterować się w pokojach. Sam ośrodek mocno trąci PRL-em. Jednak już po wejściu na stołówkę widać, że jest on przyjaźnie nastawiony do motocyklistów. Na ścianach wisi wiele zdjęć weteranów wszelkiej maści, a jeden jest nawet podwieszony pod sufitem.
Natomiast widok z tarasu zapiera dech.
 Wieczorem zaczyna się biesiadowanie połączone z integracją. Ok 21:00 dojeżdża grupa z Warszawy i okolic w silnym, junakowym składzie. Impreza rozkręca się jeszcze bardziej a w rozpaleniu grilla nie przeszkadza wciąż padający deszcz.
 Kolejnego dnia mamy zaplanowaną przez organizatorów- Piotra i Agnieszkę ze Świdnicy- wycieczkę po Górach Sowich. Wyjazd zaplanowano na godzinę 10:00 lecz już znaczenie wcześniej wielu kamratów zabrało się za przeglądy swoich sprzętów.
Ja robię małe show polegające na odpaleniu Teresy. mimo, że dookoła jest około dwudziestu znacznie starszych polskich motocykli to właśnie japońska konstrukcja Yamahy dostarcza najwięcej porannej rozrywki w trakcie rozruchu :]
Ku mojemu zaskoczeniu wyjeżdżamy spod ośrodka niemal punktualnie.
Zahaczając o stację benzynową kierujemy się w stronę Walimia. Nie zapomniawszy o podziwianiu krajobrazów.
 Pierwszą atrakcją na naszej drodze były Sztolnie Walimskie. 
Po zwiedzeniu sztolni przyszedł czas na obiad. Posilić się pojechaliśmy do restauracji "Zagroda" gdzie raczyliśmy się żurkiem i karczkiem. W całej zagrodzie był całkiem pokaźny i rozmaity inwentarz- świnie, króliki a nawet strusie.
Najedzeni, w świetnych humorach ruszyliśmy dalej. A mianowicie na Zamek Grodno. 
 Ostatnim przystankiem sobotniej wycieczki była kamienna tama na Bystrzycy.
Zapora ta robiła naprawdę duże wrażenie. Niestety ze względu na jej remont nie było możliwości wejścia na nią. Dlatego też zadowoliliśmy się chwilowym postojem u jej podnóża.
Do ośrodka wracaliśmy oczywiście lokalnymi drogami prowadzeni przez Piotra. Nie można, nie wspomnieć, że wszystkie drogi którymi poprowadził nas Piotrek były malownicze, urokliwe i pełne zakrętów, a to jak wiadomo dla każdego motocyklisty ma ogromne znaczenie. Niestety jak to w naszym kraju bywa w niektórych miejscach nawierzchnia mogłaby być nieco lepsza.
Wieczór tradycyjnie spędziliśmy integrując się lecz z umiarem, gdyż w niedzielę trzeba już było wracać do domów. A co poniektórzy mieli do nich całkiem daleko.
Niestety wraz z niedzielą nie przyszła poprawa aury. Wciąż było pochmurno, szaro i niezbyt ciepło. Nas jednak to nie odstraszało przed wskoczeniem na maszyny, tym bardziej że organizatorzy przygotowali zwiedzanie Srebrnogórskiej Twierdzy.
Zwiedzanie twierdzy zaczęło się w zasadzie od wjechania na dziedziniec jednego z fortów gdzie mogliśmy zaparkować nasze sprzęty.
Wstyd się przyznać, ale mimo iż na Dolnym Śląsku mieszkam od dwóch lat o twierdzy w Srebrnej Górze nigdy nie słyszałem. Jak się okazało, było o czym słyszeć. Nie będę tutaj przytaczał jej historii ani ciekawostek, które każdy może sobie znaleźć w internecie bo uważam, że nie tędy droga. Tam naprawdę warto pojechać i zobaczyć te fortyfikacje na własne oczy. Twierdza jest ciągle remontowana i odbudowywana. Przewodnikami po niej są natomiast zapaleńcy zajmujący się również rekonstrukcjami bitew. Jeden z nich oprowadzał nas po twierdzy a sposób w jaki opowiadał o wydarzeniach, które miały tam miejsce jest godny uznania.
 Po powrocie do motocykli nastąpiły pożegnania i każdy zaczął rozjeżdżać się w swoją stronę.
Ja wybrałem nieco bardziej krętą i widokową drogę przez Bielawę i Dzierżoniów, a sam powrót w moim przypadku trwał niewiele ponad godzinę.
Podsumowując, był to bardzo udany wyjazd a Kamraci z Dzikiego Junaka, niezależnie od miejsca pochodzenia to pozytywnie zakręceni ludzie.
Wielkie podziękowania należą się organizatorom- Agnieszce i Piotrowi. Dzięki ogromowi pracy jaki włożyli w organizację tego zlotu wszyscy uczestnicy bawili się wyśmienicie, a świetnych humorów nie zdołała zepsuć nawet kapryśna pogoda.