wtorek, 17 września 2013

Chycina 2013

Podobnie jak rok temu, tak i w tym, dzięki zaangażowaniu Zbyszka wyjazd do Chyciny udało się doprowadzić do skutku.
Termin został ustalony na czwartek 11 lipca, aby możliwie wielu osobom pasował.
Jako że na ten dzień miałem również umówioną wizytę u klienta w Gorzowie Wielkopolskim, postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Od rana pojechałem do Gorzowa, a stamtąd już prosto do Chyciny. To sprawiło, że na miejscu byłem pierwszy. Nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie fakt, że do tej pory byłem tam tylko raz. Niestety leśna droga prowadząca do obozu kilkakrotnie się rozwidla i zwyczajnie nie byłem pewien czy nie zabłądzę. Dlatego postanowiłem usiąść przy stoliku we wsi i czekać na swoją ekipę.
Jako pierwsi dotarli Junior, Kasia i Olek. 


Razem spokojnie dojeżdżamy do obozu. Ponieważ frekwencja nie jest zbyt duża mam cały namiot dla siebie! Kto by się spodziewał takich luksusów?! 
Gdy zdejmujemy motocykle chłopaków, dojeżdża kolejna część ekipy.


Późno wieczorem docierają ostatni spośród nas- Mikro i Padre. 
Niestety, w tym roku nie dysponowałem już sprzętem enduro dlatego w tracie lokalnych wycieczek byłem skazany na jazdę jako plecak u taty. 
Piątek i Sobota mija nam na zwiedzaniu bunkrów, zamku w Międzyrzeczu, pływaniu na kajakach, wpław, integracji...czyli na relaksie i czynnym wypoczynku.
Międzyrzecki Rejon Umocniony to ogromny system fortyfikacji rozciągający się na odcinku ok. 100km, zatem jest co zwiedzać. My jednak nie wybraliśmy tej części, która jest w cywilizowany sposób przystosowana do zwiedzania. Postawiliśmy na eksplorację. Po drodze spotkaliśmy ludzi, niesamowitych zapaleńców, jadący akurat transporterem opancerzonym, którzy wytłumaczyli nam gdzie szukać wejścia do części "niecywilizowanej", ostrzegając przy tym abyśmy na siebie uważali. Po chwili szukania udaje nam się znaleźć wejście...choć może to zbyt wiele powiedziane. Aby tam się dostać, musieliśmy przeciskać się przez dziurę na wysokości ok 1,5m. Z zewnątrz nic nie zdradzało, że pod nami kryje się podziemne miasto. Jednak gdy już jest się w środku, ogrom tych fortyfikacji robi ogromne wrażenie. Idąc jednym z korytarzy, w pewnym momencie, nagle znika (dosłownie) mój taka- nie zauważa około półmetrowej dziury i wpada do niej jedną nogą...dlaczego tak się stało? Ano dlatego, że patrzył na sufit w obawie na wystające zeń pręty zbrojeniowe i dziury nie zauważył:) Na szczęście obyło się bez kontuzji. Dlatego wszystkim chcącym zwiedzać MRU zdecydowanie radzę mieć oczy dookoła głowy, no i bez porządnej latarki, o zwiedzaniu tych bunkrów można zapomnieć.
Poniżej wstawiam dwa zdjęcia, jednak mimo lampy błyskowej są one bardzo niewyraźne...


Jako że ekipa, która była w Chycinie praktycznie nie uznaje jazdy po asfalcie, między kolejnymi atrakcjami przemieszczaliśmy się głównie drogami szutrowymi, leśnymi oraz przez krzaki. Dzięki temu nie obyło się między innymi bez wypychania sprzętów z błota. My z tatą kilkakrotnie, porządnie dobiliśmy Trampkiem. Zaliczyliśmy też niegroźną glebę w piaszczystej koleinie:)

Na zamek w Międzyrzeczu, a w zasadzie jego ruiny, można niemalże wjechać motocyklem.
Jednak gdy tam byliśmy, aby go zwiedzić, trzeba było najpierw w sąsiednim muzeum odnaleźć osobę, która by otworzyła bramę. Dlatego też ograniczyliśmy się do zjedzenia lodów w zamkowej kawiarni.


Jako, że wszyscy oprócz mnie wracali do Łodzi lub w okolice, zbierać do drogi trzeba było się już mniej więcej w południe. Tym razem jednak nie pojechałem jak zwykle krajową trójką, lecz bocznymi drogami, przez Trzciel, Wolsztyn, Wschową... I motocyklem jeśli tylko będzie to możliwe, będę tam wracał, gdyż drogi te były wyjątkowo przyjemne. W dużej części prowadzące przez las, kręte, często z nową nawierzchnią, a do tego z bardzo małym ruchem. Polecam szczególnie motocyklistom.
Wyjazd do Chyciny, podobnie jak w zeszłym roku był bardzo udany. To wspaniałe miejsce. Z dala od zgiełku, pięknie położony obóz pozwala całkowicie się zrelaksować. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się tam wrócić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz